Mirosław Wiszniewski – szkoleniowiec, który odkrył Kacpra Kozłowskiego: nie nazwałbym się trenerem od wyszukiwania gwiazd

Pracuje w Bałtyku Koszalin jako szkoleniowiec grup młodzieżowych niemal ćwierć wieku. Pod jego okiem trenowała większość piłkarzy z naszego regionu i to właśnie on wychwycił Kacpra Kozłowskiego, jednego z największych talentów w polskiej piłce. Mirosław Wiszniewski mimo to nie nazywa siebie trenerem od wyszukiwania gwiazd. Woli być skromny i pozostać w cieniu.

Prawie ćwierć wieku pracy w Bałtyku

– Byłem zawodnikiem Gwardii Koszalin. Grałem w jednym zespole z Dariuszem Płaczkiewiczem. Wojciechem Megierem, Andrzejem, Szygendą, Stefanem Milą czy Zygmuntem Gilewskim. Większość z nas po zakończeniu kariery została szkoleniowcami lub działaczami Bałtyku – powiedział Mirosław Wiszniewski.

Trener Wiszniewski rozpoczął pracę w Bałtyku w 1998 roku. Co ciekawe, jego syn Maciej również jest w tym samym klubie trenerem grup młodzieżowych. – Dostałem propozycję od braci Bednarków po tym, jak z pracy zrezygnował Stefan Mila. Nie wahałem się ani chwili. Na początku utworzono trzy lub cztery drużyny młodzieżowe. Moją pierwszą grupą był rocznik 1986. Później przejąłem chłopców o rok starszych. W zespole tym znaleźli się m.in. Radosław Feliński i Stefan Olejnik, którzy byli powoływani do młodzieżowej kadry Polski – podkreślił Wiszniewski senior. 

Woli trenować młodzież i dzieci niż seniorów

Od początku czuł się dobrze w roli szkoleniowca dzieci i młodzieży. Jak przyznał, nie miał ambicji, by prowadzić seniorów z kilku powodów: – Dorośli są już ukształtowani, a dzieci trzeba nauczyć piłkarskiego „abecadła”. Wszystko zaczyna się od nauki biegania. Dopiero później są ćwiczenia z piłką i ta zasada „przyjmij-oddaj”. Nauka dzieci sprawiała i wciąż sprawia ogromną frajdę! 

Jak zatem trenują dzieci z Mirosławem Wiszniewskim? – Na przykład na gwizdek muszą usiąść na pomarańczowej futbolówce, postawić nogę na zielonej, wziąć w ręce żółtą futbolówkę lub położyć się brzuchem na niebieskiej. W ten sposób trenują podejmowanie decyzji, czas reakcji, koordynację ruchowo-wzrokową, a przy dobrze się bawią – opowiedział z pasją szkoleniowiec.

Zapytany, czy prowadzenie dzieci i młodzieży jest trudniejsze od seniorów, odpowiedział: – Dzieciom pewne rzeczy trudno wytłumaczyć, bo nie są tak skoncentrowane jak dorośli. Trzeba szybko zmieniać ćwiczenie, bo mogą się znudzić. Zajęcia muszą być po prostu atrakcyjne i urozmaicone.

Z młodymi piłkarzami zwiedził kawałek świata

Z chłopcami wyjeżdżał na różne turnieje, m.in. do Niemiec czy Francji. Pod jego wodzą młodzi zawodnicy z rocznika 1996 wybrali się na turniej na podparyski Stade de France. – Chłopcy mieli wtedy po dziesięć lat. Już wtedy byli skoncentrowani na swoich zadaniach i w miarę grzeczni (śmiech). Każdego zawodnika przyjmowała pod swój dach inna rodzina, a była to multikulturowa dzielnica. Kiedy się spotykaliśmy, opowiadaliśmy sobie o wrażeniach z pobytu w tych domach – zaznaczył Mirosław Wiszniewski.

Na tym turnieju chłopcy mierzyli się z satelickimi zespołami Paris Saint Germain. – Przeskoku sportowego między polskimi a francuskimi dzieciakami nie było widać. Byliśmy jednak zaskoczeni czymś innym. Kiedy weszliśmy do szatni zespołu z jakiejś kanadyjskiej wyspy, to ubrania były poskładane w kosteczkę. U nas wyglądało to troszeczkę gorzej (śmiech) – wspominał szkoleniowiec.

Młodzi zawodnicy Bałtyku pod jego wodzą występowali także – i to z sukcesami – na innych prestiżowych turniejach, w tym krajowych „Z Podwórka na Stadion o Puchar Tymbarku” czy „Dobiegniew Cup”.

Trener, który ma nosa do wyszukiwania talentów

Szkoleniowiec nie do końca zgadza się z twierdzeniem, że „ma nosa do znajdowania talentów”. Mówi skromnie, że kształtuje po prostu zawodników, którzy przychodzą do klubu: – Nie mamy wpływu na to, kto dochodzi do zespołu. Wszystko zależy od szczęścia. Jedni odchodzą, drudzy wyróżniają się. Dopiero później już następuje selekcja.

Dodał, że co roku znajduje się wyróżniający się zawodnik: – Jednym z nich był Sebastian Rudol. Od nas trafił do Szczecina. Był wielokrotnym młodzieżowym reprezentantem Polski. Został nawet kapitanem kadry młodzieżowej. Niestety jego kariera nie potoczyła się tak, jakby chciał. Teraz gra w Sandecji Nowy Sącz.

Ale to tak naprawdę Mirosław Wiszniewski wynalazł Kacpra Kozłowskiego. To on był pierwszym trenerem najmłodszego w historii zawodnika, który zadebiutował na mistrzostwach Europy. Zapytany o to, czy już na pierwszym treningu wiedział, że Kacper Kozłowski, jest w stanie zawojować piłkarski świat, odpowiedział krótko: – Oczywiście, że tak.

Przez niego przewinęła się niemal połowa piłkarzy z regionu. – Dwóch zawodników z rocznika 1995 gra w pierwszym zespole Bałtyku. To Paweł Rak i Michał Czenko. Z kolei Irek Szocik, Tomek Kamiński, Konrad Symonowicz i Dawid Szaflarski grają w czwartoligowym Zefirze Wyszewo. Któregoś razu idę do jednego ze sklepów budowlanych i słyszę krzyk  „dzień dobry panie trenerze”. Patrzę, a to mój wychowanek – śmiał się Mirosław Wiszniewski.